Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik
Lublin bez lotniska to tak jak Kowalski [prezydent dyzio   marzyciel ]bez  Matury .,taka wypowiedzią to pól Lublina powinno iśc do browaru po Lubelską Perłe a pan Kowalski 1 tydzień do psychola .
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Korzystałeś (tanio) z lotniska, bo miasto słono dopłaca do lotów. Ale to do czasu, ekonomii nie oszukasz!!!
Przecież to tępaki nie ma z kim dyskutować. Durnie z pokolenia na pokolenie. Głupotę dziedziczą w genach. W tvn im coś powiedzą a oni łykają DURNIE.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Przecież to tępaki nie ma z kim dyskutować. Durnie z pokolenia na pokolenie. Głupotę dziedziczą w genach. W tvn im coś powiedzą a oni łykają DURNIE.
Jest lotnisko w Radomiu zpełną obsadą, strażą, samochodami służbowymi... Cycuś, tylko żaden samolot rejsowy nie odleciał. Otwierał z pompą Komorowski
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
spoko gość, zrobiłby porzadek z tym bałaganem.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Głosowałbym na p. Mariana Kowalskiego. Bądź co bądź to jedyny lublinianin spośród kandydatów na prezydenta.  Uważam, że warto  głosować na swoich. Jest tylko jeden mankament. P. Marian Kowalski ma tylko wykształcenie podstawowe (dane oficjalne dostępne na stronie PKW z wyborów samorządowych, gdy Kowalski kandydował na prezydenta Lublina). Jest więć najsłabiej wykształconym kandydatem na prezydenta, ma nawet niższe wykształcenie niż Wałęsa (ten miał chociaż skończoną zawodówkę). No nic trudno. Pozostaje głosować na JKM albo Dudę (choć w kwestii ukraińskiej podobają mi się poglądy Jarubasa). 
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Chyba ten Maniek nie ma nic w sobie z samokrytycyzmu. A czy narodowcy to jeszcze istnieją jeżeli naczelnym narodowcem obecnie jest Kaczyński. I znim jest już obecnie duży kłopot dla Polski. A tu jeszcze kolejny oszołom typu Korwin Mikke. Demokracja uwalnia różne idiotyzmy. Może by to jakoś ograniczyć.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Szkoda śmieciu że jesteś taki pusty i obrażasz inteligentnych ludzi.
No, no, nie przesadzaj z tą "inteligencją"! Ale czego się spodziewać. Jaki pryncypał, taki klakier.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Jeśli on nigdy nie był nigdy za granicą, to od razu lotnisko niepotrzebne. Trzeba najpierw zrozumieć, że lotnisko generuje wiele korzyści poza przychodem z biletów. Lublin staje się przez to miejscem atrakcyjnym dla inwestorów. Poważna firma nigdy by tu nie zainwestowała, gdyby prezes nie mógł dolecieć samolotem. Należało przeanalizować ile miejsc pracy byłoby w związku z tym mniej. Poza tym lotnisko płaci też ludziom, płaci podatki od nieruchomości, to wszystko napędza lokalną gospodarkę. Za kilka lat będzie przynosić zyski, a na razie musimy dopłacać, ale bilans na pewno będzie dodatni. Ale może za dużo wymagam od Mariana żeby to zrozumiał.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
To ze ty nie latasz to nie znaczy ze inni nie latają! Lotnisko jest bardzo potrzebne, ja akurat latam 2 razy w miesiacu, latałabym częściej ale nie ma dogodnych godzin lotów, loty są zle dostosowane, chyba do bezrobotnych! I tu jest problem!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Panie Marianie bankrutem to jest pan, to pan jest nikomu niepotrzebny i ta partia bez mózgowa idź piechtą  do afryki ,mieszkaj w slamsie , daleko od cywilizacji , weź maczugę i śmigaj prostaku boso po buszu , a lotnisko i obwodnice zostaw w spokoju niech z tych dóbr cywilizacji korzystają ludzie normalni . :D   
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Poglondy gospodarcze Pażdziocha  Mariana  [  Kowalskiego] to tak jak tych 3 osobników z jabolem  pod sklepem w filmie Ranczo .Do teatrów ,szkolnictwa komunikacji ,sportu ,zdrowia dokładamy ,,Likwidujmy?????.Tymi wypowiedziami zniszczył sobie 1 procent poparcia na  papierze   .Marian K co po co boiska stadiony baseny ciemnogrodzie obwodnice drogi itd
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Jasne...W średniowieczu,czyli czasach kandydata Kowalskiego nie było samolotów
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
      Marian Kowalski jest najpiękniejszy udostępnił(a) postużytkownika Zmarszczki Memiczne. 11 lutego ·     Opowieście o panu Marianie all in one. Polecam się zapoznać jak ktoś jest nowym kolegą.   Zmarszczki Memiczne   Żeby zamknąć, przynajmniej tymczasowo temat Marianizmów na tej stronie, postuję jeszcze wszystkie opowieści, którymi was do tej pory uraczyłem. ŻUL MANIEK, WYBITNY SZARADZISTA I KONESER WHISKY Witam ponownie, mam dzisiaj dla was jeszcze coś specjalnego, historię o Marianie Kowalskim z dość dawnych czasów, którą podesłał mi jeden z moich przyjaciół z Lublina. Naświetla ona nieco trudną młodość pana Mariana, społeczne niezrozumienie, ale także niewidoczny powierzchownie geniusz naszego ulubieńca! Miłej lektury. "Przypomniałem sobie niedawno, że był u mnie kiedyś na osiedlu taki względnie młody żul, Maniek. Widywałem go zazwyczaj jak pił pod lokalnym monopolowym, albo gdy ledwo przytomny defekował w komunikacji miejskiej. Pewnego razu jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, spotkałem go na turnieju szaradziarskim w Białej Podlaskiej. Co się okazało, gość był niesamowity, nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś rozjebał 200 Panoramicznych w 3,5 godziny, a siedzę w branży od wielu lat. Facet nie pozostawił suchej nitki na rywalach, a warto zaznaczyć, że przez cały ten czas rozmawiał z kimś przez telefon po gruzińsku. Nie wiadomo dlaczego, ale nagrody (2500 zł + tydzień w sanatorium) nie odebrał i więcej na żadnym turnieju się nie pokazał. Nie widziałem go potem chyba z 5 lat. Zupełnie o gościu zapomniałem, ale niedawno znów trafiłem na niego obok pobliskiego Lidla, spytał czy nie kupiłbym mu jakiejś konserwy, czy pasztetu. Zgodziłem się oczywiście, kilka zł na pasztet to nic takiego, ale podczas zakupów zupełnie o tym zapomniałem. Gdy wychodziłem z marketu na widok Mańka przypomniałem sobie o obietnicy, ale nie chciałem wracać do sklepu, więc wyciągnąłem rękę mówiąc jednocześnie "masz tu kilka złotych, zapomniałem o konserwie". Maniek tylko zmierzył mnie wzrokiem, splunął mi pod nogi i powiedział "no to życzę ci śmierci... białasie", po czym wyciągnął z kieszeni butelkę wykwintnej szkockiej whisky Laphroaig, zaciągnął kilka łyków i udał się na wschód. Następny raz zobaczyłem go dopiero kilka lat później na zlocie narodowców. Nie był już Mańkiem, był Marianem Kowalskim, pełnym dumy patriotą z wielką przyszłością przed sobą." ZBIÓRKA PIENIĘDZY, HARCERZE I PROVIDENT Było to podczas przepięknego okresu świąt Chanuki w 2006 roku w Lublinie. W tym bardzo wesołym, rodzinnym okresie pan Marian Kowalski, jako wzorowy filar lokalnej społeczności, zbierał pieniądze na budowę nowej synagogi w mieście. Wszystko przebiegało pomyślnie, ludzie hojnie dorzucali pieniążki do puszki, a Ci nieświadomi, którzy wyrażali sprzeciw, otrzymywali porcję Marianowego wpier***u i zamiast co łaska, wrzucali wszystkie swoje oszczędności i pobierali jeszcze kredyt w pobliskim providencie, by finansowo uregulować tę paskudną potwarz jakiej się dopuścili. Byłby to dzień jak co dzień, jednak w pewnym momencie pan Marian zobaczył, że w jego kierunku zmierza kilkunastoosobowa grupa harcerzy. Do zbiórki nie było wyjątków, więc Marian zatrzymał grupę i zażądał datku na synagogę. Druh drużyny zaczął już tłumaczyć, że harcerze nie mają pieniędzy, ale rozwścieczony Marian przeszedł już do czynów i wymierzył kilka ciosów w kierunku znajdujących się najbliżej chłopców. Tłumaczenia były bezskuteczne i już po chwili pan Kowalski ciągnął siedmiu harcerzy, którzy zachowali przytomność za ubrania ku pobliskiemu punktowi KREDYTY CHWILÓWKI. Co się okazało, 8-12 letnie dzieci nie mogą wziąć kredytu i niestety pan Marian musiał odpuścić haracz, ale na pocieszenie spuścił jeszcze profilaktycznie wpier*** kilku harcerzom. Był to zaprawdę smutny dzień dla lubelskiego ZHP, ale jak mawia staropolskie przysłowie "nieznajomość Mariana nie zwalnia z obowiązku otrzymania wpier***u". MARIAN NA LOKALNEJ SIŁOWNI Udałem się, jak każdej niedzieli, na siłownię, by popracować nad muskulaturą, aby być może kiedyś wyglądać jak sam Marian Kowalski. Przywitałem się z kolegami, skomplementowałem łydki koledze z ONR-u, Pawełkowi - solidnie pracował nad nimi i stwierdziłem, że zasługuje na ciepłe słowo. Stoimy tak w gronie 4 osób, sprawdzamy sobie nawzajem bicepsy, tricepsy, czasem szczypiemy sobie pośladki i dyskutujemy o wielkiej Polsce, wiecie, normalka na siłowni.  No i wtem drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny, jak sam pan Marian. My zachwyceni, podchodzimy czym prędzej do naszego idola. Okazało się, że Marian robi tournée po osiedlowych siłowniach i daje lekcje z patriotyzmu i bodybuildingu. Rozmawiamy sobie chwilę, Marian również zwrócił uwagę na łydki Pawełka, po czym spytał czy nie pomoże mu się przebrać. Pawełek oczywiście rozentuzjazmowany zgodził się na prośbę i obaj udali się do szatni, a ja niecierpliwie czekałem, pakując w międzyczasie na ławeczce. Po 20 minutach Marian wyszedł z szatni i powiedział, że coś mu wypadło, a następnie uciekł na przystanek, a Pawełka zastałem skulonego i płaczącego pod prysznicem. Nie wiedzieć czemu, nie zobaczyłem go więcej ani na siłowni, ani na zlotach narodowców. CZERWONY SWETEREK Tak a propos swetrów, przypomniała mi się historia, o której opowiedział mi kolega z ONR-u. Rzeczony kolega, mieszkaniec wsi pod Lublinem, postanowił wybrać się do miasta na spotkanie z panem Marianem . Droga do Lublina długa, PKS-y w weekendy nie jeżdżą, a była już późna jesień, toteż musiał się ubrać na tzw. cebulkę. Najsampierw biała podkoszulka na ramiączkach – tzw. żonobijka, następnie czarny t-shirt z Marszu Niepodległości, a na wierzch... niestety, ze względu na braki w garderobie - babciny sweter z różowymi detalami. Kolega obawiał się nieco o reakcję kolegów, ale zdrowy rozsądek kazał mu założyć ciepły sweter, pomimo zagrożenia, że będzie źle postrzegany przez narodowe towarzystwo. Dotarł w końcu miejsce, gdzie odbywało się spotkanie i czym prędzej odnalazł cichy kąt, gdzie nie będzie widoczny w swoim obciachowym stroju. Spotkanie minęło i czym prędzej udał się do wyjścia, by nadal pozostać niezauważonym, lecz gdy już wychodził z budynku, na drodze stanął mu sam Marian Kowalski i zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. Zadrżał cały, a Marian po chwili podniesionym głosem przemówił do niego „Jak ku*** wyglądasz, pedale je***y, co żeś ku*** włożył? Mam ci zajebać? Wyku***aj stąd i żebym cię więcej nie widział na spotkaniach”. Kolega przerażony spróbował cz
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Znacie tą legendę, że kto podniesie rękę na ZUS to mu ona uschnie?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
      Marian Kowalski jest najpiękniejszy udostępnił(a) postużytkownika Zmarszczki Memiczne. 11 lutego ·     Opowieście o panu Marianie all in one. Polecam się zapoznać jak ktoś jest nowym kolegą.   Zmarszczki Memiczne   Żeby zamknąć, przynajmniej tymczasowo temat Marianizmów na tej stronie, postuję jeszcze wszystkie opowieści, którymi was do tej pory uraczyłem. ŻUL MANIEK, WYBITNY SZARADZISTA I KONESER WHISKY Witam ponownie, mam dzisiaj dla was jeszcze coś specjalnego, historię o Marianie Kowalskim z dość dawnych czasów, którą podesłał mi jeden z moich przyjaciół z Lublina. Naświetla ona nieco trudną młodość pana Mariana, społeczne niezrozumienie, ale także niewidoczny powierzchownie geniusz naszego ulubieńca! Miłej lektury. "Przypomniałem sobie niedawno, że był u mnie kiedyś na osiedlu taki względnie młody żul, Maniek. Widywałem go zazwyczaj jak pił pod lokalnym monopolowym, albo gdy ledwo przytomny defekował w komunikacji miejskiej. Pewnego razu jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, spotkałem go na turnieju szaradziarskim w Białej Podlaskiej. Co się okazało, gość był niesamowity, nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś rozjebał 200 Panoramicznych w 3,5 godziny, a siedzę w branży od wielu lat. Facet nie pozostawił suchej nitki na rywalach, a warto zaznaczyć, że przez cały ten czas rozmawiał z kimś przez telefon po gruzińsku. Nie wiadomo dlaczego, ale nagrody (2500 zł + tydzień w sanatorium) nie odebrał i więcej na żadnym turnieju się nie pokazał. Nie widziałem go potem chyba z 5 lat. Zupełnie o gościu zapomniałem, ale niedawno znów trafiłem na niego obok pobliskiego Lidla, spytał czy nie kupiłbym mu jakiejś konserwy, czy pasztetu. Zgodziłem się oczywiście, kilka zł na pasztet to nic takiego, ale podczas zakupów zupełnie o tym zapomniałem. Gdy wychodziłem z marketu na widok Mańka przypomniałem sobie o obietnicy, ale nie chciałem wracać do sklepu, więc wyciągnąłem rękę mówiąc jednocześnie "masz tu kilka złotych, zapomniałem o konserwie". Maniek tylko zmierzył mnie wzrokiem, splunął mi pod nogi i powiedział "no to życzę ci śmierci... białasie", po czym wyciągnął z kieszeni butelkę wykwintnej szkockiej whisky Laphroaig, zaciągnął kilka łyków i udał się na wschód. Następny raz zobaczyłem go dopiero kilka lat później na zlocie narodowców. Nie był już Mańkiem, był Marianem Kowalskim, pełnym dumy patriotą z wielką przyszłością przed sobą." ZBIÓRKA PIENIĘDZY, HARCERZE I PROVIDENT Było to podczas przepięknego okresu świąt Chanuki w 2006 roku w Lublinie. W tym bardzo wesołym, rodzinnym okresie pan Marian Kowalski, jako wzorowy filar lokalnej społeczności, zbierał pieniądze na budowę nowej synagogi w mieście. Wszystko przebiegało pomyślnie, ludzie hojnie dorzucali pieniążki do puszki, a Ci nieświadomi, którzy wyrażali sprzeciw, otrzymywali porcję Marianowego wpier***u i zamiast co łaska, wrzucali wszystkie swoje oszczędności i pobierali jeszcze kredyt w pobliskim providencie, by finansowo uregulować tę paskudną potwarz jakiej się dopuścili. Byłby to dzień jak co dzień, jednak w pewnym momencie pan Marian zobaczył, że w jego kierunku zmierza kilkunastoosobowa grupa harcerzy. Do zbiórki nie było wyjątków, więc Marian zatrzymał grupę i zażądał datku na synagogę. Druh drużyny zaczął już tłumaczyć, że harcerze nie mają pieniędzy, ale rozwścieczony Marian przeszedł już do czynów i wymierzył kilka ciosów w kierunku znajdujących się najbliżej chłopców. Tłumaczenia były bezskuteczne i już po chwili pan Kowalski ciągnął siedmiu harcerzy, którzy zachowali przytomność za ubrania ku pobliskiemu punktowi KREDYTY CHWILÓWKI. Co się okazało, 8-12 letnie dzieci nie mogą wziąć kredytu i niestety pan Marian musiał odpuścić haracz, ale na pocieszenie spuścił jeszcze profilaktycznie wpier*** kilku harcerzom. Był to zaprawdę smutny dzień dla lubelskiego ZHP, ale jak mawia staropolskie przysłowie "nieznajomość Mariana nie zwalnia z obowiązku otrzymania wpier***u". MARIAN NA LOKALNEJ SIŁOWNI Udałem się, jak każdej niedzieli, na siłownię, by popracować nad muskulaturą, aby być może kiedyś wyglądać jak sam Marian Kowalski. Przywitałem się z kolegami, skomplementowałem łydki koledze z ONR-u, Pawełkowi - solidnie pracował nad nimi i stwierdziłem, że zasługuje na ciepłe słowo. Stoimy tak w gronie 4 osób, sprawdzamy sobie nawzajem bicepsy, tricepsy, czasem szczypiemy sobie pośladki i dyskutujemy o wielkiej Polsce, wiecie, normalka na siłowni.  No i wtem drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny, jak sam pan Marian. My zachwyceni, podchodzimy czym prędzej do naszego idola. Okazało się, że Marian robi tournée po osiedlowych siłowniach i daje lekcje z patriotyzmu i bodybuildingu. Rozmawiamy sobie chwilę, Marian również zwrócił uwagę na łydki Pawełka, po czym spytał czy nie pomoże mu się przebrać. Pawełek oczywiście rozentuzjazmowany zgodził się na prośbę i obaj udali się do szatni, a ja niecierpliwie czekałem, pakując w międzyczasie na ławeczce. Po 20 minutach Marian wyszedł z szatni i powiedział, że coś mu wypadło, a następnie uciekł na przystanek, a Pawełka zastałem skulonego i płaczącego pod prysznicem. Nie wiedzieć czemu, nie zobaczyłem go więcej ani na siłowni, ani na zlotach narodowców. CZERWONY SWETEREK Tak a propos swetrów, przypomniała mi się historia, o której opowiedział mi kolega z ONR-u. Rzeczony kolega, mieszkaniec wsi pod Lublinem, postanowił wybrać się do miasta na spotkanie z panem Marianem . Droga do Lublina długa, PKS-y w weekendy nie jeżdżą, a była już późna jesień, toteż musiał się ubrać na tzw. cebulkę. Najsampierw biała podkoszulka na ramiączkach – tzw. żonobijka, następnie czarny t-shirt z Marszu Niepodległości, a na wierzch... niestety, ze względu na braki w garderobie - babciny sweter z różowymi detalami. Kolega obawiał się nieco o reakcję kolegów, ale zdrowy rozsądek kazał mu założyć ciepły sweter, pomimo zagrożenia, że będzie źle postrzegany przez narodowe towarzystwo. Dotarł w końcu miejsce, gdzie odbywało się spotkanie i czym prędzej odnalazł cichy kąt, gdzie nie będzie widoczny w swoim obciachowym stroju. Spotkanie minęło i czym prędzej udał się do wyjścia, by nadal pozostać niezauważonym, lecz gdy już wychodził z budynku, na drodze stanął mu sam Marian Kowalski i zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. Zadrżał cały, a Marian po chwili podniesionym głosem przemówił do niego „Jak ku*** wyglądasz, pedale je***y, co żeś ku*** włożył? Mam ci zajebać? Wyku***aj stąd i żebym cię więcej nie widział na spotkaniach”. Kolega przerażony spróbował cz
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
      Marian Kowalski jest najpiękniejszy udostępnił(a) postużytkownika Zmarszczki Memiczne. 11 lutego ·     Opowieście o panu Marianie all in one. Polecam się zapoznać jak ktoś jest nowym kolegą.   Zmarszczki Memiczne   Żeby zamknąć, przynajmniej tymczasowo temat Marianizmów na tej stronie, postuję jeszcze wszystkie opowieści, którymi was do tej pory uraczyłem. ŻUL MANIEK, WYBITNY SZARADZISTA I KONESER WHISKY Witam ponownie, mam dzisiaj dla was jeszcze coś specjalnego, historię o Marianie Kowalskim z dość dawnych czasów, którą podesłał mi jeden z moich przyjaciół z Lublina. Naświetla ona nieco trudną młodość pana Mariana, społeczne niezrozumienie, ale także niewidoczny powierzchownie geniusz naszego ulubieńca! Miłej lektury. "Przypomniałem sobie niedawno, że był u mnie kiedyś na osiedlu taki względnie młody żul, Maniek. Widywałem go zazwyczaj jak pił pod lokalnym monopolowym, albo gdy ledwo przytomny defekował w komunikacji miejskiej. Pewnego razu jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, spotkałem go na turnieju szaradziarskim w Białej Podlaskiej. Co się okazało, gość był niesamowity, nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś rozjebał 200 Panoramicznych w 3,5 godziny, a siedzę w branży od wielu lat. Facet nie pozostawił suchej nitki na rywalach, a warto zaznaczyć, że przez cały ten czas rozmawiał z kimś przez telefon po gruzińsku. Nie wiadomo dlaczego, ale nagrody (2500 zł + tydzień w sanatorium) nie odebrał i więcej na żadnym turnieju się nie pokazał. Nie widziałem go potem chyba z 5 lat. Zupełnie o gościu zapomniałem, ale niedawno znów trafiłem na niego obok pobliskiego Lidla, spytał czy nie kupiłbym mu jakiejś konserwy, czy pasztetu. Zgodziłem się oczywiście, kilka zł na pasztet to nic takiego, ale podczas zakupów zupełnie o tym zapomniałem. Gdy wychodziłem z marketu na widok Mańka przypomniałem sobie o obietnicy, ale nie chciałem wracać do sklepu, więc wyciągnąłem rękę mówiąc jednocześnie "masz tu kilka złotych, zapomniałem o konserwie". Maniek tylko zmierzył mnie wzrokiem, splunął mi pod nogi i powiedział "no to życzę ci śmierci... białasie", po czym wyciągnął z kieszeni butelkę wykwintnej szkockiej whisky Laphroaig, zaciągnął kilka łyków i udał się na wschód. Następny raz zobaczyłem go dopiero kilka lat później na zlocie narodowców. Nie był już Mańkiem, był Marianem Kowalskim, pełnym dumy patriotą z wielką przyszłością przed sobą." ZBIÓRKA PIENIĘDZY, HARCERZE I PROVIDENT Było to podczas przepięknego okresu świąt Chanuki w 2006 roku w Lublinie. W tym bardzo wesołym, rodzinnym okresie pan Marian Kowalski, jako wzorowy filar lokalnej społeczności, zbierał pieniądze na budowę nowej synagogi w mieście. Wszystko przebiegało pomyślnie, ludzie hojnie dorzucali pieniążki do puszki, a Ci nieświadomi, którzy wyrażali sprzeciw, otrzymywali porcję Marianowego wpier***u i zamiast co łaska, wrzucali wszystkie swoje oszczędności i pobierali jeszcze kredyt w pobliskim providencie, by finansowo uregulować tę paskudną potwarz jakiej się dopuścili. Byłby to dzień jak co dzień, jednak w pewnym momencie pan Marian zobaczył, że w jego kierunku zmierza kilkunastoosobowa grupa harcerzy. Do zbiórki nie było wyjątków, więc Marian zatrzymał grupę i zażądał datku na synagogę. Druh drużyny zaczął już tłumaczyć, że harcerze nie mają pieniędzy, ale rozwścieczony Marian przeszedł już do czynów i wymierzył kilka ciosów w kierunku znajdujących się najbliżej chłopców. Tłumaczenia były bezskuteczne i już po chwili pan Kowalski ciągnął siedmiu harcerzy, którzy zachowali przytomność za ubrania ku pobliskiemu punktowi KREDYTY CHWILÓWKI. Co się okazało, 8-12 letnie dzieci nie mogą wziąć kredytu i niestety pan Marian musiał odpuścić haracz, ale na pocieszenie spuścił jeszcze profilaktycznie wpier*** kilku harcerzom. Był to zaprawdę smutny dzień dla lubelskiego ZHP, ale jak mawia staropolskie przysłowie "nieznajomość Mariana nie zwalnia z obowiązku otrzymania wpier***u". MARIAN NA LOKALNEJ SIŁOWNI Udałem się, jak każdej niedzieli, na siłownię, by popracować nad muskulaturą, aby być może kiedyś wyglądać jak sam Marian Kowalski. Przywitałem się z kolegami, skomplementowałem łydki koledze z ONR-u, Pawełkowi - solidnie pracował nad nimi i stwierdziłem, że zasługuje na ciepłe słowo. Stoimy tak w gronie 4 osób, sprawdzamy sobie nawzajem bicepsy, tricepsy, czasem szczypiemy sobie pośladki i dyskutujemy o wielkiej Polsce, wiecie, normalka na siłowni.  No i wtem drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny, jak sam pan Marian. My zachwyceni, podchodzimy czym prędzej do naszego idola. Okazało się, że Marian robi tournée po osiedlowych siłowniach i daje lekcje z patriotyzmu i bodybuildingu. Rozmawiamy sobie chwilę, Marian również zwrócił uwagę na łydki Pawełka, po czym spytał czy nie pomoże mu się przebrać. Pawełek oczywiście rozentuzjazmowany zgodził się na prośbę i obaj udali się do szatni, a ja niecierpliwie czekałem, pakując w międzyczasie na ławeczce. Po 20 minutach Marian wyszedł z szatni i powiedział, że coś mu wypadło, a następnie uciekł na przystanek, a Pawełka zastałem skulonego i płaczącego pod prysznicem. Nie wiedzieć czemu, nie zobaczyłem go więcej ani na siłowni, ani na zlotach narodowców. CZERWONY SWETEREK Tak a propos swetrów, przypomniała mi się historia, o której opowiedział mi kolega z ONR-u. Rzeczony kolega, mieszkaniec wsi pod Lublinem, postanowił wybrać się do miasta na spotkanie z panem Marianem . Droga do Lublina długa, PKS-y w weekendy nie jeżdżą, a była już późna jesień, toteż musiał się ubrać na tzw. cebulkę. Najsampierw biała podkoszulka na ramiączkach – tzw. żonobijka, następnie czarny t-shirt z Marszu Niepodległości, a na wierzch... niestety, ze względu na braki w garderobie - babciny sweter z różowymi detalami. Kolega obawiał się nieco o reakcję kolegów, ale zdrowy rozsądek kazał mu założyć ciepły sweter, pomimo zagrożenia, że będzie źle postrzegany przez narodowe towarzystwo. Dotarł w końcu miejsce, gdzie odbywało się spotkanie i czym prędzej odnalazł cichy kąt, gdzie nie będzie widoczny w swoim obciachowym stroju. Spotkanie minęło i czym prędzej udał się do wyjścia, by nadal pozostać niezauważonym, lecz gdy już wychodził z budynku, na drodze stanął mu sam Marian Kowalski i zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. Zadrżał cały, a Marian po chwili podniesionym głosem przemówił do niego „Jak ku*** wyglądasz, pedale je***y, co żeś ku*** włożył? Mam ci zajebać? Wyku***aj stąd i żebym cię więcej nie widział na spotkaniach”. Kolega przerażony spróbował cz
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Idąc tropem debilków twerdzących że lotnisko jest potrzebne (choć nikt praktycznie nie chce tu latać) bo ... rozwija region należy wybudować dinseyland, tor F1 , dobrze byłoby zrobić tu sztuczne góry porównywalne do Tatr. Zapamiętajcie durnie lemingi jedne jak się nie ma kasy to się nie przeinwestuje w durnoty. Jak będziecie mieli dom na głowie bedziecie mieli dochody stałe to zrozumiecie że nie kupuje się ferarri przy dochodzie na rodzine 5 tys. netto, czasem tak jest że na coś nas nie stać. Nie burzy się dochodowej cukrowni by postawić stadion, do którego trzeba dopłacać, Nie buduje się lotniska, na którym nie chce żaden przewoźnik lądować (przewoźnicy liczą kasę bo to ich kasa). A złodzieje rozkradający i niszczący miasto rachunek finanoswy mają gdzieś. Owszem ważne są drogi, miło że jest obwodnica (szkoda tylko że teraz cięzarówki będą i tak jechać prze Lublin - bo viatol) ale to 
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
      Marian Kowalski jest najpiękniejszy udostępnił(a) postużytkownika Zmarszczki Memiczne. 11 lutego ·     Opowieście o panu Marianie all in one. Polecam się zapoznać jak ktoś jest nowym kolegą.   Zmarszczki Memiczne   Żeby zamknąć, przynajmniej tymczasowo temat Marianizmów na tej stronie, postuję jeszcze wszystkie opowieści, którymi was do tej pory uraczyłem. ŻUL MANIEK, WYBITNY SZARADZISTA I KONESER WHISKY Witam ponownie, mam dzisiaj dla was jeszcze coś specjalnego, historię o Marianie Kowalskim z dość dawnych czasów, którą podesłał mi jeden z moich przyjaciół z Lublina. Naświetla ona nieco trudną młodość pana Mariana, społeczne niezrozumienie, ale także niewidoczny powierzchownie geniusz naszego ulubieńca! Miłej lektury. "Przypomniałem sobie niedawno, że był u mnie kiedyś na osiedlu taki względnie młody żul, Maniek. Widywałem go zazwyczaj jak pił pod lokalnym monopolowym, albo gdy ledwo przytomny defekował w komunikacji miejskiej. Pewnego razu jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, spotkałem go na turnieju szaradziarskim w Białej Podlaskiej. Co się okazało, gość był niesamowity, nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś rozjebał 200 Panoramicznych w 3,5 godziny, a siedzę w branży od wielu lat. Facet nie pozostawił suchej nitki na rywalach, a warto zaznaczyć, że przez cały ten czas rozmawiał z kimś przez telefon po gruzińsku. Nie wiadomo dlaczego, ale nagrody (2500 zł + tydzień w sanatorium) nie odebrał i więcej na żadnym turnieju się nie pokazał. Nie widziałem go potem chyba z 5 lat. Zupełnie o gościu zapomniałem, ale niedawno znów trafiłem na niego obok pobliskiego Lidla, spytał czy nie kupiłbym mu jakiejś konserwy, czy pasztetu. Zgodziłem się oczywiście, kilka zł na pasztet to nic takiego, ale podczas zakupów zupełnie o tym zapomniałem. Gdy wychodziłem z marketu na widok Mańka przypomniałem sobie o obietnicy, ale nie chciałem wracać do sklepu, więc wyciągnąłem rękę mówiąc jednocześnie "masz tu kilka złotych, zapomniałem o konserwie". Maniek tylko zmierzył mnie wzrokiem, splunął mi pod nogi i powiedział "no to życzę ci śmierci... białasie", po czym wyciągnął z kieszeni butelkę wykwintnej szkockiej whisky Laphroaig, zaciągnął kilka łyków i udał się na wschód. Następny raz zobaczyłem go dopiero kilka lat później na zlocie narodowców. Nie był już Mańkiem, był Marianem Kowalskim, pełnym dumy patriotą z wielką przyszłością przed sobą." ZBIÓRKA PIENIĘDZY, HARCERZE I PROVIDENT Było to podczas przepięknego okresu świąt Chanuki w 2006 roku w Lublinie. W tym bardzo wesołym, rodzinnym okresie pan Marian Kowalski, jako wzorowy filar lokalnej społeczności, zbierał pieniądze na budowę nowej synagogi w mieście. Wszystko przebiegało pomyślnie, ludzie hojnie dorzucali pieniążki do puszki, a Ci nieświadomi, którzy wyrażali sprzeciw, otrzymywali porcję Marianowego wpier***u i zamiast co łaska, wrzucali wszystkie swoje oszczędności i pobierali jeszcze kredyt w pobliskim providencie, by finansowo uregulować tę paskudną potwarz jakiej się dopuścili. Byłby to dzień jak co dzień, jednak w pewnym momencie pan Marian zobaczył, że w jego kierunku zmierza kilkunastoosobowa grupa harcerzy. Do zbiórki nie było wyjątków, więc Marian zatrzymał grupę i zażądał datku na synagogę. Druh drużyny zaczął już tłumaczyć, że harcerze nie mają pieniędzy, ale rozwścieczony Marian przeszedł już do czynów i wymierzył kilka ciosów w kierunku znajdujących się najbliżej chłopców. Tłumaczenia były bezskuteczne i już po chwili pan Kowalski ciągnął siedmiu harcerzy, którzy zachowali przytomność za ubrania ku pobliskiemu punktowi KREDYTY CHWILÓWKI. Co się okazało, 8-12 letnie dzieci nie mogą wziąć kredytu i niestety pan Marian musiał odpuścić haracz, ale na pocieszenie spuścił jeszcze profilaktycznie wpier*** kilku harcerzom. Był to zaprawdę smutny dzień dla lubelskiego ZHP, ale jak mawia staropolskie przysłowie "nieznajomość Mariana nie zwalnia z obowiązku otrzymania wpier***u". MARIAN NA LOKALNEJ SIŁOWNI Udałem się, jak każdej niedzieli, na siłownię, by popracować nad muskulaturą, aby być może kiedyś wyglądać jak sam Marian Kowalski. Przywitałem się z kolegami, skomplementowałem łydki koledze z ONR-u, Pawełkowi - solidnie pracował nad nimi i stwierdziłem, że zasługuje na ciepłe słowo. Stoimy tak w gronie 4 osób, sprawdzamy sobie nawzajem bicepsy, tricepsy, czasem szczypiemy sobie pośladki i dyskutujemy o wielkiej Polsce, wiecie, normalka na siłowni.  No i wtem drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny, jak sam pan Marian. My zachwyceni, podchodzimy czym prędzej do naszego idola. Okazało się, że Marian robi tournée po osiedlowych siłowniach i daje lekcje z patriotyzmu i bodybuildingu. Rozmawiamy sobie chwilę, Marian również zwrócił uwagę na łydki Pawełka, po czym spytał czy nie pomoże mu się przebrać. Pawełek oczywiście rozentuzjazmowany zgodził się na prośbę i obaj udali się do szatni, a ja niecierpliwie czekałem, pakując w międzyczasie na ławeczce. Po 20 minutach Marian wyszedł z szatni i powiedział, że coś mu wypadło, a następnie uciekł na przystanek, a Pawełka zastałem skulonego i płaczącego pod prysznicem. Nie wiedzieć czemu, nie zobaczyłem go więcej ani na siłowni, ani na zlotach narodowców. CZERWONY SWETEREK Tak a propos swetrów, przypomniała mi się historia, o której opowiedział mi kolega z ONR-u. Rzeczony kolega, mieszkaniec wsi pod Lublinem, postanowił wybrać się do miasta na spotkanie z panem Marianem . Droga do Lublina długa, PKS-y w weekendy nie jeżdżą, a była już późna jesień, toteż musiał się ubrać na tzw. cebulkę. Najsampierw biała podkoszulka na ramiączkach – tzw. żonobijka, następnie czarny t-shirt z Marszu Niepodległości, a na wierzch... niestety, ze względu na braki w garderobie - babciny sweter z różowymi detalami. Kolega obawiał się nieco o reakcję kolegów, ale zdrowy rozsądek kazał mu założyć ciepły sweter, pomimo zagrożenia, że będzie źle postrzegany przez narodowe towarzystwo. Dotarł w końcu miejsce, gdzie odbywało się spotkanie i czym prędzej odnalazł cichy kąt, gdzie nie będzie widoczny w swoim obciachowym stroju. Spotkanie minęło i czym prędzej udał się do wyjścia, by nadal pozostać niezauważonym, lecz gdy już wychodził z budynku, na drodze stanął mu sam Marian Kowalski i zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. Zadrżał cały, a Marian po chwili podniesionym głosem przemówił do niego „Jak ku*** wyglądasz, pedale je***y, co żeś ku*** włożył? Mam ci zajebać? Wyku***aj stąd i żebym cię więcej nie widział na spotkaniach”. Kolega przerażony spróbował cz
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
      Marian Kowalski jest najpiękniejszy udostępnił(a) postużytkownika Zmarszczki Memiczne. 11 lutego ·     Opowieście o panu Marianie all in one. Polecam się zapoznać jak ktoś jest nowym kolegą.   Zmarszczki Memiczne   Żeby zamknąć, przynajmniej tymczasowo temat Marianizmów na tej stronie, postuję jeszcze wszystkie opowieści, którymi was do tej pory uraczyłem. ŻUL MANIEK, WYBITNY SZARADZISTA I KONESER WHISKY Witam ponownie, mam dzisiaj dla was jeszcze coś specjalnego, historię o Marianie Kowalskim z dość dawnych czasów, którą podesłał mi jeden z moich przyjaciół z Lublina. Naświetla ona nieco trudną młodość pana Mariana, społeczne niezrozumienie, ale także niewidoczny powierzchownie geniusz naszego ulubieńca! Miłej lektury. "Przypomniałem sobie niedawno, że był u mnie kiedyś na osiedlu taki względnie młody żul, Maniek. Widywałem go zazwyczaj jak pił pod lokalnym monopolowym, albo gdy ledwo przytomny defekował w komunikacji miejskiej. Pewnego razu jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, spotkałem go na turnieju szaradziarskim w Białej Podlaskiej. Co się okazało, gość był niesamowity, nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś rozjebał 200 Panoramicznych w 3,5 godziny, a siedzę w branży od wielu lat. Facet nie pozostawił suchej nitki na rywalach, a warto zaznaczyć, że przez cały ten czas rozmawiał z kimś przez telefon po gruzińsku. Nie wiadomo dlaczego, ale nagrody (2500 zł + tydzień w sanatorium) nie odebrał i więcej na żadnym turnieju się nie pokazał. Nie widziałem go potem chyba z 5 lat. Zupełnie o gościu zapomniałem, ale niedawno znów trafiłem na niego obok pobliskiego Lidla, spytał czy nie kupiłbym mu jakiejś konserwy, czy pasztetu. Zgodziłem się oczywiście, kilka zł na pasztet to nic takiego, ale podczas zakupów zupełnie o tym zapomniałem. Gdy wychodziłem z marketu na widok Mańka przypomniałem sobie o obietnicy, ale nie chciałem wracać do sklepu, więc wyciągnąłem rękę mówiąc jednocześnie "masz tu kilka złotych, zapomniałem o konserwie". Maniek tylko zmierzył mnie wzrokiem, splunął mi pod nogi i powiedział "no to życzę ci śmierci... białasie", po czym wyciągnął z kieszeni butelkę wykwintnej szkockiej whisky Laphroaig, zaciągnął kilka łyków i udał się na wschód. Następny raz zobaczyłem go dopiero kilka lat później na zlocie narodowców. Nie był już Mańkiem, był Marianem Kowalskim, pełnym dumy patriotą z wielką przyszłością przed sobą." ZBIÓRKA PIENIĘDZY, HARCERZE I PROVIDENT Było to podczas przepięknego okresu świąt Chanuki w 2006 roku w Lublinie. W tym bardzo wesołym, rodzinnym okresie pan Marian Kowalski, jako wzorowy filar lokalnej społeczności, zbierał pieniądze na budowę nowej synagogi w mieście. Wszystko przebiegało pomyślnie, ludzie hojnie dorzucali pieniążki do puszki, a Ci nieświadomi, którzy wyrażali sprzeciw, otrzymywali porcję Marianowego wpier***u i zamiast co łaska, wrzucali wszystkie swoje oszczędności i pobierali jeszcze kredyt w pobliskim providencie, by finansowo uregulować tę paskudną potwarz jakiej się dopuścili. Byłby to dzień jak co dzień, jednak w pewnym momencie pan Marian zobaczył, że w jego kierunku zmierza kilkunastoosobowa grupa harcerzy. Do zbiórki nie było wyjątków, więc Marian zatrzymał grupę i zażądał datku na synagogę. Druh drużyny zaczął już tłumaczyć, że harcerze nie mają pieniędzy, ale rozwścieczony Marian przeszedł już do czynów i wymierzył kilka ciosów w kierunku znajdujących się najbliżej chłopców. Tłumaczenia były bezskuteczne i już po chwili pan Kowalski ciągnął siedmiu harcerzy, którzy zachowali przytomność za ubrania ku pobliskiemu punktowi KREDYTY CHWILÓWKI. Co się okazało, 8-12 letnie dzieci nie mogą wziąć kredytu i niestety pan Marian musiał odpuścić haracz, ale na pocieszenie spuścił jeszcze profilaktycznie wpier*** kilku harcerzom. Był to zaprawdę smutny dzień dla lubelskiego ZHP, ale jak mawia staropolskie przysłowie "nieznajomość Mariana nie zwalnia z obowiązku otrzymania wpier***u". MARIAN NA LOKALNEJ SIŁOWNI Udałem się, jak każdej niedzieli, na siłownię, by popracować nad muskulaturą, aby być może kiedyś wyglądać jak sam Marian Kowalski. Przywitałem się z kolegami, skomplementowałem łydki koledze z ONR-u, Pawełkowi - solidnie pracował nad nimi i stwierdziłem, że zasługuje na ciepłe słowo. Stoimy tak w gronie 4 osób, sprawdzamy sobie nawzajem bicepsy, tricepsy, czasem szczypiemy sobie pośladki i dyskutujemy o wielkiej Polsce, wiecie, normalka na siłowni.  No i wtem drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny, jak sam pan Marian. My zachwyceni, podchodzimy czym prędzej do naszego idola. Okazało się, że Marian robi tournée po osiedlowych siłowniach i daje lekcje z patriotyzmu i bodybuildingu. Rozmawiamy sobie chwilę, Marian również zwrócił uwagę na łydki Pawełka, po czym spytał czy nie pomoże mu się przebrać. Pawełek oczywiście rozentuzjazmowany zgodził się na prośbę i obaj udali się do szatni, a ja niecierpliwie czekałem, pakując w międzyczasie na ławeczce. Po 20 minutach Marian wyszedł z szatni i powiedział, że coś mu wypadło, a następnie uciekł na przystanek, a Pawełka zastałem skulonego i płaczącego pod prysznicem. Nie wiedzieć czemu, nie zobaczyłem go więcej ani na siłowni, ani na zlotach narodowców. CZERWONY SWETEREK Tak a propos swetrów, przypomniała mi się historia, o której opowiedział mi kolega z ONR-u. Rzeczony kolega, mieszkaniec wsi pod Lublinem, postanowił wybrać się do miasta na spotkanie z panem Marianem . Droga do Lublina długa, PKS-y w weekendy nie jeżdżą, a była już późna jesień, toteż musiał się ubrać na tzw. cebulkę. Najsampierw biała podkoszulka na ramiączkach – tzw. żonobijka, następnie czarny t-shirt z Marszu Niepodległości, a na wierzch... niestety, ze względu na braki w garderobie - babciny sweter z różowymi detalami. Kolega obawiał się nieco o reakcję kolegów, ale zdrowy rozsądek kazał mu założyć ciepły sweter, pomimo zagrożenia, że będzie źle postrzegany przez narodowe towarzystwo. Dotarł w końcu miejsce, gdzie odbywało się spotkanie i czym prędzej odnalazł cichy kąt, gdzie nie będzie widoczny w swoim obciachowym stroju. Spotkanie minęło i czym prędzej udał się do wyjścia, by nadal pozostać niezauważonym, lecz gdy już wychodził z budynku, na drodze stanął mu sam Marian Kowalski i zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. Zadrżał cały, a Marian po chwili podniesionym głosem przemówił do niego „Jak ku*** wyglądasz, pedale je***y, co żeś ku*** włożył? Mam ci zajebać? Wyku***aj stąd i żebym cię więcej nie widział na spotkaniach”. Kolega przerażony spróbował cz
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Lotnisko nie powstało po to żeby przynosić mu dochody, tylko żeby skomunikować Lublin i okolice z rasztą świata. W założeniu lotnisko miało przynosić straty bo na nim się nie bardzo da zarobić. Rekompensatą za to ma być dostępność komunikacyjna która powinna się przełożyć na rozwój regionu - co się dzieje. Jeśli ten człowiek tego nie rozumie, to niech się nie pcha na stanowisko które wymaga nieco innego poziomu myślenia.
Jeszcze dopisz, że jesteś biegłym księgowym, który akceptuje powoływanie spółek prawa handlowego do generowania strat, a nie osiągania zysków.   W założeniach zwanych biznes planem jest tak, że teraz zaczynają się sypać sankcje, których preludium jest decyzja Trybunał Obrachunkowego PE.   Teksty o rozwoju i dostępności komunikacyjnej zostaw sobie na konwencję partyjną, bo kolejny raz i tak przed członkami partii ukryjecie gigantyczne straty i formalne kwalifikacje PLL do złożenia wniosku o upadłość.   Problem cały polega na tym, że wybraliśta do budowy i zarządzania cywilnym portem lotniczym spółkę akcyjną, a nie stowarzyszenia, co oznacza, że ta pierwsza podlega kodeksowi handlowemu, a nie ustawie o organizacjach pozarządowych.   Naucz się tego na pamięć, bo jest to różnica większa niż pomiędzy propagandą i kłamstwem.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...